W kwestii akredytacji czy przynależności coacha do jakieś instytucji jestem zdecydowanie przeciwna. Celem coaching jest, po pierwsze przyzwyczajanie klienta do życia, które jest ciągłą zmianą, po drugie dojrzałość w obliczu tych zmian i własne przywództwo w zmianie. Coaching to krótkoterminowe prowadzenie prowadzące do poznania siebie, niezależności, wzięcia odpowiedzialności za swoje życie. Co się tyczy i coacha i klienta 🙂
Akredytacja coachów ( sformalizowane rozwój przez kolejne szczeble) czy przynależność do jakieś instytucji daje poczucie, coachom i klientom, iluzorycznego bezpieczeństwa, że jednak można życie kontrolować i zamknąć w twardych zasadach i murach instytucji. Co jest dla mnie sprzeczne z ideą samego coachingu.
W kwestii edukacji coacha jestem zdecydowanie za ukończeniem szkoły i certyfikacją, która daje mocne podstawy i wytyczne dla coacha. Jednak stawanie się coachem postrzegam jako proces rozwoju. Coach stosuje odpowiednie techniki, jednak przede wszystkim sam jest narzędziem coachingu, więc potrzebuje dbać o własny rozwój. A wymaga to: wiele czasu, możliwości podążania za własnym ( a nie formalnym, zunifikowanym) rytmem rozwoju a to znowu wiąże się ze sporządzeniem indywidualnej, własnej podstawy programowej i wspieraniem własnych uzdolnień i własnego stylu.
W myśleniu o edukacji coacha zgadzam się z terapeutą Gestalt Victorem Chu, że jądro terapii rozwojowych, jak kreatywność, witalność, ekscytacja życiem, poszukiwanie nowych treści życiowych, rozwijający się coach, terapeuta potrzebuje odnaleźć samodzielnie. Tak więc postawa skutecznego i innowacyjnego coacha to postawa: antyinstytucjonalna, antyhierarchiczna, wręcz anarchistyczna. Rozwój to wychodzenie z zakrzepłych form, szukanie rozmaitych alternatyw, ciągłe poddawanie w wątpliwość ustalonych norm, dających złudne poczucie bezpieczeństwa.
Elżbieta Rogalewicz
Ps. Korzystałam i cytowałam Victora Chu z książki Psychoterapia Gestalt – polecam.